Mba´eichapa?
Paraguy. Fajny kraj. Czerwona ziemia, brak asfaltu, maniok, ktory jedza przez caly czas, terere, czyli mate na zimno, maka kukurydziana i jezyk guarani.
Przyjechalismy do miasteczka Maria Auxiliadora 23 maja, co oznacza, ze 24 jest tu fiesta patronal (odpust). Wladze w maisteczku dzierzy w twardej dloni burmistrz, ktory zarzadzil, ze sroda 24 maja jest dniem wolnym od pracy, kazdy bowiem ma przyjsc na fieste do parku kolo kosciola. Kto otwiera w tym dniu swoje negocio, placi mandat.
Tak wiec, przyjechalismy, poszlismy do paradfii, znalezlismy werbiste ojca Joachima i powiedzielismy, ze my to od Maksa (co tu otwiera kazde drzwi) i zapoznalismy sie z grupka Paragwajczykow przygotowujaca jedzenie na fieste, ktorzy natychmiast poczestowali nas gotujacym sie w wielkich garach maniokiwm i nauczyli pierwszych slow w guarani.
Nastepnego dnia wstalismy rano, zeby pomoc w kuchni odpustowej (wygladajacej mniej wiecej jak kuchnia na obozie) i juz drugiego dnia pobytu w Paragwaju ulepilismy ok. 600 sztuk potrawy narodowej chipa soo (kukurydziane paskudztwo nadziewane miesem). Wzielismy tez udzial u loterii z okazji fiesty, ale niestety nie wygralismy zywej owcy ani czeku na zrobienie zakupow sprzetu rolniczego. W o gogle nic nie wygralismy, wiec pojechalismy dalej.
Dalej byl Mayor Otaño czyli miasteczko na samym koncu swiata ze wszystkich stron otoczone drzewami pomaranczowymi. Tam spotkalismy Marka ktory byl Przemkiem. Marco pokazal nam miasteczko i kilka filmow no i powiedzial, gdzie mamy jechac dalej, zeby dotrzec do Indian. Tam tez po raz pierwszy bylismy na Mszy Sw. w jezyku guarani. A co bylo dalejm napiszemy innym razem, bo wlasnie odjezdza nasz autobus do Boliwii:)
0 comentarios:
Publicar un comentario
Suscribirse a Enviar comentarios [Atom]
<< Inicio