domingo, marzo 04, 2007

25.02.07

Celnik na granicy peruwiansko-chilijskiej przeswietlil nam plecaki, ogladnal zawartosc (nie spodziewalismy sie tego i Pawel nie ukryl za gleboko swojego noza...) i zabral naszego pomidora, bo nie wolno przewozic owocow i warzyw. Ale i tak ich przechytrzylismy i przemycilismy nasze ekwadorskie zielone banany ( ktore w miedzyczasie zdazyly dojrzec, bo zajmujeim to w tym sloncu 2 dni).

W Arice (granica Chile) chcielismy zlapac stopa, co nam sie nie udalo. Dopiero nastepnego dnia zrozumielismy, dlaczego: mialam schowane wlosy pod chustka. Rozbilismy wiec nasz namiot na pustyni i poszlismy spac. nastepnego dnia przejechalismy autobusem do sasiedniego Iquique (35o km przez pustynie) i poszlismy szukac miejsca na namiot. A ze weszlismy do jakiejs obrzydliwej dosc dzielnicy, jakas przerazona dziewczyna wsadzila nas do samochodu i odwiozla do centrum. W Ameryce funkcjonuje colictiva. Jest to taksowka, do ktorej wsiada komplet pasazerow. Jak uzbiera sie komplet, za stala oplata (wysokosci biletu autobusowego) taksowkarz odwozi wszystkich tam, gdzie chca. Nas odwiozl do hostelu, skoro tu tak niebezpiecznie.

wtorek (jak sie zdaje)

Rano czyli kolo 14:00 poszlismy lapas stopa. Nie bylismy pierwsi. Stalo tam juz 5 grupek stopowiczow. Nie wygladalo to zachecajaco... Ale coz, stajemy, po 15 minutach (samochody tu jezdza z czestotliwoscia 1 na 3 min) zatrzymala sie kolo nas ciezarowka (Lucji wlosy). Za chwile podbiega jeszcze jedna dwojka z plecakami, wolajac, ze stoja juz 5 h... Ale kierowca na to, ze nie, bo wezmie nas, ale w koncu zgodzil sie wziac nas wszystkich na pake. I tak pojechalismy, zmieniajac sie, raz w szoferce, raz na pace.

01.03.07

jednak blond wlosy to fajna sprawa. Na pustej drodze czekasz do 25 min. Jak jest bardzo zle, rozpuszczassz wlosy i mrugasz niebieskimi oczkami. 3 minuty i jedziesz. Glupio tylko, ze ci wszyscy, ktorzy lapia od godziny, lapia dalej, kiedy ty wsiadasz w samochod...

epokowe odkrycie: TUTUAJ KSIEZYC JEST DO GORY NOGAMI!

Po 1000 km pustyni udalo nam sie zobaczyc drzewa. Sa tu nawet mosty, tylko rzeki nie ma.Dobra, jest tylko... plynie pod ziemia.Ale w kraju, gdzie ksiezyc jest do gory nogami, wszystko moze sie zdarzyc.

Stojac na drodze, lapiemy kolejne stopy i przepuszczamy innych lapiacych. Nam to zajmuje 7 min a im 2 h... Od jednego z kolesi, ktorszy stali i lapali, dostalismy w prezencie chilijska marihuane...
Kiedy juz zlapalismy mu stopa, zlapalismy dziewczynom za nami, przyszla kolej na nas. Zatrzymala sie ciezarowka, wygladajaca tak, jakby jechala do najblizszej wsi. Dobre i to (najblizsza wies na Atakamie to jakies 100 km). Jechala... dalej, a potem okazalo sie, ze nastepnego dnia jedzie prawie do Santiago. TAk wiec spalismy na pace ogladajac gwiazdy. Rano obudzil nas (na chwile) odglos wlaczanego silnika. Potem sniadanie do lozka (winogorna) i slonce. Potem sniadanie na przystanku i wreszcie herbata!

Santiago jest wielkie i niefajne, wiec wyjechalismy z niego najszybciej jak sie dalo do San Fernando. Tu postanowililsmy pojsc na wycieczke, a kiedy szukalismy miejsca na rozbicie namiotu (obczailismy juz przyjemne poletko w lasku eukaliptusowym, tyle ze ogrodzone), spotkalismy wlascicieli, ktorzy koniecznie chcieli nam znalezc jakies bezpieczniejsze miejsce. Tak wiec rozbilismy nasz namiot na plantacji winogron. Dobre byly:)))

3 comentarios:

A las miércoles, 07 marzo, 2007 , Anonymous Anónimo ha dicho...

He hej! czytamy z zainteresowaniem i czekamy na JESZCZE. W Polsce idzie ku wiosnie od 2 dni ;) Pozdrawiamy ze Sciejowic
Jacko z Sowiej Doliny

 
A las miércoles, 07 marzo, 2007 , Blogger Unknown ha dicho...

no cudownie, teraz bede sledzic na biezaco, mam na razie tylko jedno pytanie - skad piszecie? w sensie technicznym. a w patagonii byl zagubiony kapitan Grant! moze go wytropicie. pozdrawiam KB

 
A las domingo, 11 marzo, 2007 , Anonymous Anónimo ha dicho...

Bouna sera Don Pablo!

What about the kokkaina business?
Did you found the plantation?
We are ready to receive the first ordering.
Donna Agata de la Polonia,
Don Tomasito de la Ungaria

 

Publicar un comentario

Suscribirse a Enviar comentarios [Atom]

<< Inicio