miƩrcoles, abril 25, 2007

la casa

Jednak lapanie stopa w miejscu najgorszym z mozliwych jest dobrym pomyslem. Tym razem, jak zawsze, po pieciu minutach czekania zatrzymal sie pewien sedzia mowiac, "ze tu sie wam nikt nie zatrzma". Sedziemu kiedys ktos pomogl, wiec teraz on pomaga innym wierzac, ze ci inni tez komus pomoga. Dlatego zaprosil nas do siebie do domu dzielac sie z nami swoim obiadem, abysmy spokojnie zalatwili sprawy zwiazane z noclegiem w Mendozie.
Domy bywaja rozne. Ten akurat byl, jak okresil to jego wlasciciel, nieco zwariowany. Mieszkanie Pawla przy tym to nic.
Zaden pokoj nie mial regularnego ksztaltu. Czesc scian byla okragla, czesc sie zwezala, zakrecala... Nie bylo ostrych kantow, dom pelen byl schowkow i przejsc. Choc nie byl jakos niesamowicie duzy, dosc szybko nie wiedzielismy, gdzie nalezy isc. Mial dwa ogrodki. W jednym z nich znajdowala sie fontanna zagluszajaca uliczny szum i mostek prowadzacy do pelnego ksiazek najsympatyczniejszego gabinetu na swiecie. Ale, co najwazniejsze, w salnie roslo drzewo. Regularne, wielkie drzewo wychodzace przez sufit tak, ze w domu znajdowal sie tylko olbrzymi pien.
Bylismy nieco zaskoczeni niespotykanym ksztaltem i wystrojem domu. Nie zdziwilo nas wiec, jak okazalo sie, ze sedzia sam zaprojektowal swoj dom. Ogladnal ponad 100 domow, ale zaden mu sie nie podobal. A ze mial wizje tego, w czym chce mieszkac, to wybudowal a, kiedy okazalo sie, ze stoi drzewo, ktore trzeba wyciac, postanowil "zasadzic je w domu".

0 comentarios:

Publicar un comentario

Suscribirse a Enviar comentarios [Atom]

<< Inicio