Zmiany, zmiany
W ogole, tydzien, ktory zakonczyl sie w Montevideo, byl troche zwariowanym tygodniem, w ktorym miejsca i ludzie zmieniali sie szybko i diametralnie:)
Zaczelismy bowiem w Zarate. Jechalismy tam ostatnim pociagiem z Buenos Aires, a ze tu pociagami jezdzi tylko najwieksza biedota, stanowilismy pewna atrakcje:)) W pewnym momencie przysiadl sie do nas pewiem pan, ktory bardzo martwil sie naszym losem, poniewaz w Zarate ponoc jest bardzo niebezpiecznie i spanie w namiocie jest rzecza wrecz niemozlwa. Po krotkim wiec namysle zaprosil nas do siebie do domu, zastrzegajac, ze jest to bardzo biedny dom, ale jak chcemy... Rzecz jasna, chcielismy, spedzilismy wiec noc w chyba najbiedniejszym domu w okolicy- prawdziwym baraku bez ogrzewania i szyb, z przeciekajacym sufitem, czyms w rodzaju lazienki gdzies w ogrodku. Nasz gospodarz byl bardzo goscinny (choc nie mial nas zbytnio czym ugoscic) a rano kupil nawet jakies ciasteczka. I chociaz mogl nam dac tysiac razy mniej, niz gospodarze z estancii, to dal nam tysiac razy wiecej, bo wszystko, co mial i jeszcze troche.
Rano wzial nas na "krociotki spacerek" godny mojego tatusia (kto z nim chadzal na "krociotkie spacerki", ten wie...) tak, za jak doszlismy wreszcie do wylotowki myslalam, no... brzydko myslalam o spacerkach, plecakach i roznych takich.
Po pewnym odpoczynku zlapalismy stopa i dojechalismy doCeibasa. Mielismy niepowtarzalna okazje ogladac powietrze zgestniale od komarow, co zmotywowalo nas do poszukania innego miejsca na nocleg, niz namiot. Policja poradzila nam zapytac sie u zakonnic, co uznalismy za sensowny pomysl.
Drzwi otworzyla nam przesympatyczna staruszka z metrem krawieckim na szyi, zaprosila do srodka, zmartwila sie naszym losem i kazala poczekac na inne siostry, ktore zdecyduja o naszym losie. Po chwili przyszla druga i zabraly sie za robienie jakiegos jedzenia dla biednych turystow, co napewno sa glodni. Chwile pozniej drzwi zazgrzytaly i weszla trzecia siostra- jak pozostale w kremowym habicie i welonie, tyle ze... w kasku na glowie. Bardzo nas to zszokowalo, ale one twierdza, ze na misjach (zadna z nich nie jest z Argentyny. Staruszka jest z Malty a pozostale dwie to Wloszki) robi sie rozne rzeczy, o ktore same by sie nie podejrzewaly wEuropie. A w rozmowie wyszlo, ze siostra od motoru tez jezdzi stopem:)
A dalej byl Urugwaj, ale to juz wiecie...
0 comentarios:
Publicar un comentario
Suscribirse a Enviar comentarios [Atom]
<< Inicio