Punta Arenas i dalej
No dobra. Naprawde nie wiem, co to za ziemia. Nic sie nie da tu zrobic, nawet stac sie na dluzsza mete nie da, bo za bardzo wieje. Wieje tak, ze to, co sie dzieje w kieleckiem, jest zaledwie dziecinna igraszka nieruchomego powietrza. Masakra!!!!! W takich warunkach mamy rozstawiac namiot! Zycze powodzenia tym, ktorzy postanowili przejechac Patagonie na rowerze, ale ja bym w takiej imprezie nie chciala brac udzialu...
W taka pogode psa bys nie wygonil, a co dopiero biednych turystow szukajacych zacisznego miejsca na rozbicie namiotu. Dlatego wlasnie grzejemy sie przy piecu w zacisznym domkusympatycznego starszego pana.
Wiele ciekawych rzeczy w Punta Arenas nie ma, jest tu za to zona franca, gdzie nabylismy w drodze kupna palnik do gazu i gaz. Jest tez ciesnina Magellana, dzieki czemu moglam zrealizowac moje dzieciece marzenie i sie w niej wykapac. Mimo, ze z racji temperatury, kapiel miala wymiar raczej symboliczny, marzenie uwazam za spelnione.
Jest tez ciagnacy sie przez 1,5 tys. km step, na ktorym nie ma absolutnie nic ciekawego poza droga ciegnaca sie od horyzontu po horyzont, ktora urozmaicaja tylko rozne zwierzeta. W wiekszosci takie, ktore nie zdazyly dobiec na druga strone jezdni. Jest tez troche zywych guanako, strusiopodobnych nandu i flamingow, a Pawel widzial pancerniki. No i wiatr.
0 comentarios:
Publicar un comentario
Suscribirse a Enviar comentarios [Atom]
<< Inicio