sábado, abril 28, 2007

Do maturzystow...


Z okazji zblizajacych sie najdluzszych wakacji w waszym zyciu, wakacji rozpoczynajacych okres obiboctwa i dlugich przerw w nauce, zyczymy wam samych sukcesow!!!!!!!!!! Abyscie szybko napisali to, co macie napisac, powiedzieli to, co macie powiedziec i z maksymalna iloscia punktow mogli wyruszyc na poszukiwanie odpoczynku. Teraz nie ma juz sensu sie uczyc, wiec zyczymy wam udanego dlugiego weekendu, ktory, mam nadzieje, planujecie spedzic w jakis sensowny sposob... A jesli czujecie, ze umiecie za malo, zamiast ksiazek polecam wyprobowany sposb: sw. Juda Tadeusz, opiekun spraw beznadziejnych. A my juz zaczynamy pic wasze zdrowie, wiec sukces murowany:)

A to jeszcze nie koniec :P

Zakonczylismy Wielkie Liczenie i wynika z niego ze od poczatku naszej wycieczki przejechalismy stopem w Ameryce 10735 km!!!!!!

miércoles, abril 25, 2007

la casa

Jednak lapanie stopa w miejscu najgorszym z mozliwych jest dobrym pomyslem. Tym razem, jak zawsze, po pieciu minutach czekania zatrzymal sie pewien sedzia mowiac, "ze tu sie wam nikt nie zatrzma". Sedziemu kiedys ktos pomogl, wiec teraz on pomaga innym wierzac, ze ci inni tez komus pomoga. Dlatego zaprosil nas do siebie do domu dzielac sie z nami swoim obiadem, abysmy spokojnie zalatwili sprawy zwiazane z noclegiem w Mendozie.
Domy bywaja rozne. Ten akurat byl, jak okresil to jego wlasciciel, nieco zwariowany. Mieszkanie Pawla przy tym to nic.
Zaden pokoj nie mial regularnego ksztaltu. Czesc scian byla okragla, czesc sie zwezala, zakrecala... Nie bylo ostrych kantow, dom pelen byl schowkow i przejsc. Choc nie byl jakos niesamowicie duzy, dosc szybko nie wiedzielismy, gdzie nalezy isc. Mial dwa ogrodki. W jednym z nich znajdowala sie fontanna zagluszajaca uliczny szum i mostek prowadzacy do pelnego ksiazek najsympatyczniejszego gabinetu na swiecie. Ale, co najwazniejsze, w salnie roslo drzewo. Regularne, wielkie drzewo wychodzace przez sufit tak, ze w domu znajdowal sie tylko olbrzymi pien.
Bylismy nieco zaskoczeni niespotykanym ksztaltem i wystrojem domu. Nie zdziwilo nas wiec, jak okazalo sie, ze sedzia sam zaprojektowal swoj dom. Ogladnal ponad 100 domow, ale zaden mu sie nie podobal. A ze mial wizje tego, w czym chce mieszkac, to wybudowal a, kiedy okazalo sie, ze stoi drzewo, ktore trzeba wyciac, postanowil "zasadzic je w domu".

La Pampa.. rampa.. alladyna :)

,,kto rano wstaje ten dlugo lapie..'' np w Sarmiento..
,,... a kto wstaje jak wstaje jedzie tym czym mial pojechac...''

i tak ze srednia predkoscia 130/h przejezdzamy mas o menos 1500 km do Mendozy.. jednym dluugim prawie 12 godzinnym stopem

Z radoscia... nie powiem ze nie, przekraczamy w drodze Rio Colorado czyli polnocny kraniec wiecznie wietrznej Patagoni i wjezdzamy do prowincji La Pampa...

Mamy slonce!! Duzo slonca!! W dzien 25 stopni a w nocy kolo 10-15.. W dzien lekki wietrzyk (zeby nie bylo za goraco) i kilogramy winogron!!! (bo w koncu jest jesien nie?)

I to nie koniec szczescia!! Nie musimy jechac do czilakow!! bo pieniadze od LanAiru mozemy odebrac w Argentynie!! Tym bardziej lepiej ze granice zamykaja od czasu do czasu z powodu sniegu.. wiec glupio by bylo zostac tam po drugiej stronie na zime :P

viernes, abril 20, 2007

en fin!

drzewa trawa gory! :):):)

:)))))

Ciesze sie, ze wyjezdzam z wietrznej, pustej Patagonii tak bardzo, jak wtedy, gdy do niej wjezdzalam... Jesli kiedys jeszcze tu przyjade, to tylko samolotem lub wlasnym samochodem.
I dobra rada na przyszlosc: nie dajcie sie wysadzic na skrzyzowaniu drog na... obszarze, gdzie nic nie ma procz wiatru i krzakow, bo tam mozna dlugo czekac na stopa i nieco zmarznac:) Ale za to, jak juz kogos zlapiecie, to bardzo duza szansa, ze wasz kierowca nie bedzie jechal z predkoscia mniejsza, niz 140 km/h. A okolice San Carlos de Bariloche sa bardzo ladne: wreszccie pojawiaja sie drzewa, wysokie gory przyproszone sniegiem i, co najwazniejsze, przestaje wiac.

miércoles, abril 18, 2007

mate

W Ekwadorze i Peru ludzie nie bardzo wiedza, ze isntnieje cos takiego, jak yerba mate. W Chile mate mozna kupic w kazdym sklepie, pije sie tak, jak u nas zielona herbate. W Argentynie natomiast mate kroluje calkowicie (oddajac tylko troszke miejsca kawie). Urzednicy na granicy caly dzen spedzaja z guampa (naczyniem do picia mate) w dloni. Jedziesz stopem- pierwsze pytanie polowy kierowcow: ¿Toman mate? Po czym wyciagaja caly sprzet i cie czestuja. W sklepie, w ktorym pytasz o droge, sprzedawczyni najpierw podaje ci guampe, a dopiero potem udziela odpowiedzi na zadane pytanie. Na kazdej stacji benzynowej jest urzadzenie, z ktorego mozesz sobie wziac lub kupic za 50 gr wrzatek. W sklepach i supermarketach mate jest najliczniej reprezentowanym towarem - kilogramowe opakowania z roznymi gatunkami zajmuja duzy regal (choc Argentynczycy wola kupowac od razu w workach po 50 kg, bo po co takie malutkie?).
Kazdy sklep oferuje rowniez ogromny wybor guamp, guaprzysk i guampiatek: z wydrazonego owocu tykwy, drewna, metalu, plastiku, gliny, z podstawka, z nozkami, do powieszenia, z wygrawerowanym imieniem i nazwiskiem lub tekstem "kocham Julke", kolorowe, z wzorkami indianskimi... lub zwyke czarne Jednym slowem, kazde masci.

Normalnie, jako obcokrajowcy, zwracamy na siebie uwage okolicznej ludnosci. Kiedy jedak siedzimy na skwerku i popijamy mate, wszyscy zaczynaja nas traktowac, jak tutejszych wiecej juz nam sie nie przygladajac. Jak wroce, zaczne pic mate na Plantach.

psy

Psy nas lubia, jak, z reszta, wszystkie zwierzatka. Po raz pierwszy przekonalismy sie o tym bolesnie na 15-kilometrowym pasie ziemi niczyjej, miedzy terminalem argentynskim a chilijskim. Stoimy, lapiemy stopa, a tu zbliza sie do nas baran. Podchodzi blizej i okazuje sie ze, to jednak pies, tyle ze duzy. Bardzo sympatycznie, nie? Poglaskalismy, pobawilismy sie, ale nie za duzo, bo pies ten... no, nie pachnial bardzo ladnie. Pies jednakze zaprzyjaznil sie z nami wielce i postanowl poczekac, az zlapiemy miedzygranicznego stopa. Jak mozna sie domyslec, nie pomoglo nam to zbytnio. Kazdy kierowca patrzyl se na nas jak na kompletnych idiotow, ktorzy, oprocz ogromych plecakow, proboja przewiezc stopem kudlatego psa wielkosci cielaka, zwlaszcza, ze przez te granice nie wolno przewozic zwierzat. Bylo to o tyle bolesne, ze zblizal sie wieczor, a samachody jechaly tu z czestotlwoscia 1 na 20 min... W koncu jednak udalo nam sie wykiwac psa i udajac, ze idziemy d toalety zlapac jakis samochod.

Kiedy klka dni pozniej wyjezdzalsmy z El Calafate, zobaczyly nas kolejne pieski. Tym razem cztery. Rowniez postanowily nas odprowadzic do drzwi potencjalnego samochodu... Tyle dobrze, ze stopem z czterema psami nie jezdza nawet najwieksi wariaci i jakos sie udalo. Kiedy na nastepnej stacji benzynowej, za ktora lapalismy stopa, zobaczylismy towarzyskie guanako, zimny pot splynal nam po plecach...

niebo do wynajecia..

Chcesz wiedziec jak wyglada patagonskie niebo..?
Popatrz przed siebie .. a teraz za siebie .. do tych chmur ktore widac dodaj wszystkie ze swojej pamieci..
Teraz na wielkim niebie umiesc je wszystkie w roznych miejscach.. pokoloruj.. a na koniec dodaj na dole waski pasek ziemi..
to jest wlasnie niebo Patagonii..
..
.. jak siedzisz w srodku..
..
..jak jestes na zewnatrz to jeszcze musisz dolozyc tyle wiatru ile potrafisz sobie wyobrazic i szczypte wiecej..

lato jesien zima wiosna..

do boliwi droga .. dluga .. ale za to juz wyjechalismy z zimy.. tu jest przyjemna kwietniowo-swetrowa pogoda.. Jestesmy w Saramieto, dzisiaj spalismy kolo stacji benzynowej gdzie sa miejsca na namioty itp.. no i obowiazkowo ruszt do zrobienia Asado.. bez tego to sie tu chyba normalnie nie da ;) kierowca z ktorym jechalismy mowil ze jak przychodza do niego ziomy to razem zjadaja 5kg jagnieciny..

miércoles, abril 11, 2007

Ushuaia

Pozdrowienia z konca swiata.
Ahora vamos al caliente norte!!

domingo, abril 08, 2007

Wielkanoc

Wielkanoc spedzamy w Rio Gallegos.. prawdziwie Westernowym miasteczku ktore raczej bardziej wiecej jest na wschodzie.. bo zaraz przy Atlantyku..

Mowia w Polsce ze wieje jak w kieleckim.. tu by powiedzieli.. cisza jak w kieleckim..
Miasto nie jest male wiec ma dluuugie ulice na ktorych Wiatr Patagonski urzadza sobie wyscigi z tym co porywa po drodze..

Po uzdrawiajacej diecie nadeszla pora Wielkanocnego Sniadania i cale szczescie.. tym bardziej ze niebawem obiad :).. pora nadrobic zaleglosci z Torres del Hambre!

Tak jeszcze na koniec napisze odrobine o Liturgi Wielkosobotniej polaczonej z Rezurekcja..
wszystko mialo sie rozpoczac o 21.00 wiec bylismy chwilke wczesniej liczac ze Don Juan.. ksiadz ktory jest tu od 40 lat poswieci nam jedzenie wczesniej..

Gospodyni ksiedza powiedziala nam ze Don Juan jeszcze nie przyjechal ale un ratito i bedzie..

O 21.45 ostani ludzie weszli do kosciola.. o 22.00 przybyl Padre Juan..
Msza musze powiedziec byla troche jak u ksiedza Kazimierza.. ale to chyba z powodu tych ludzi..
bo jak byly fragmenty zbyt statyczne to ksiadz musial je przerywac piesniami (a raczej piosenkami) w trakcie ktorych ludzie klaskali w dlonie itp.. bo jak nie to wykazywali zniecierpliwienie dzieci z pierwszych klas podstawowki podczas przedluzajacego sie kazania...
A wiec po wymieszaniu elementow mszy nastala pora przekazania sobie znaku pokoju.. bardzo radosnego momentu kiedy ludzie wychodza z lawek zeby wszystkich pozdrowic..
to troche tak jak wtedy kiedy wchodza do kosciola.. chyba by umarli jak by sie nie przywitali z wszystkimi :)
Msza zakonczyla sie slowami..
Idzcie w pokoju Zmartwychwstalego Chrystusa Alleluja..
Bogu niech beda dzieki Alleluja.. (odpowiedzieli ludzie)
po czym Don Juan dodal
Bogu niech beda dzieki ze Padre Juan wreszcie skonczyl Alleluja...

Na koniec koniec szczesliwie Don Juan poswiecil nam koszyczek i zyczyl udanej drogi przez ameryke..

hasta otro vez!

:)

Nie no, generalnie gory, jesli nie liczyc tabunow profesjonalnych amerykanskich turystow, przygotowanych na ekstremalne warunki (np. brak cieplej wody w refugio) byly bardzo ladne i fajnie bylo:)) Na szczescie bylismy tam poza sezonem, wiec tlum byly tylko od poludniowej strony. Na tzw. okreznym szlaku spotkalismy tylko jednego Waljczyka, z ktorym mijalismy sie po drodze. A poniewaz bylo po sezonie, wszystkie polnocne refugia i campingi byly zamkniete (co znazylo, ze nie musielismy za nie placic jakichs dzikich sum). Tylko w jednym byl straznik, ale ono akurat bylo darmowe. Straznik dal nam wrzatek, ratujac tym samym resztki naszego gazu.

Pawlowi co noc snily sie kotlety albo obiadki u cioci, ale od smierci glodowej uratowaly nas rodzynki, ktore dostalismy od mamy Pawla. 6 dnia pozwolily nam dojsc do campingu, na ktorym kupilismy sobie caly plecak bulek.

:)

Nie no, generalnie gory, jesli nie liczyc tabunow profesjonalnych amerykanskich turystow, przygotowanych na ekstremalne warunki (np. brak cieplej wody w refugio) byly bardzo ladne i fajnie bylo:)) Na szczescie bylismy tam poza sezonem, wiec tlum byly tylko od poludniowej strony. Na tzw. okreznym szlaku spotkalismy tylko jednego Waljczyka, z ktorym mijalismy sie po drodze. A poniewaz bylo po sezonie, wszystkie polnocne refugia i campingi byly zamkniete (co znazylo, ze nie musielismy za nie placic jakichs dzikich sum). Tylko w jednym byl straznik, ale ono akurat bylo darmowe. Straznik dal nam wrzatek, ratujac tym samym resztki naszego gazu.

Pawlowi co noc snily sie kotlety albo obiadki u cioci, ale od smierci glodowej uratowaly nas rodzynki, ktore dostalismy od mamy Pawla. 6 dnia pozwolily nam dojsc do campingu, na ktorym kupilismy sobie caly plecak bulek.

Torres del Paine - dieta cud!

Chcesz schudnac przed swiatecznym obzarstwem? Mamy dla ciebie specjalna diete! 100% skuteznosci!
Kup w sklepie:
-5 urugwajskich torebek ryzowych (z czego 2 zjedz u samotnego pana na kolacje). jesli nie masz, mozesz kupic 10 torebek po 100 g i dodac troche przypraw.
-4 wifony
-2 makarony w kubkach prod. amerykanskiej
-duzo bul. bulek i buleczek, ktore w wiekszoscie zjesz u tego samego pana, co ryze
-troche cukru; tak, zebys,jak sie skonczy, mogl/mogla wspominac, jak milo bylo go miec
-3 napoje tang lub ziko
-duzo herbaty. Swietnie zapelnia zoladek, jak juz nie ma nic innego
-4 zupy w proszku
-10 goracych kubkow
-czekolade i 3 paczki cukierkow (ale nieduze)

Wez plecak i napchaj go roznymi bezsensowymi rzeczami, tak, zeby uzyskal wage godna podniesienia i jedz w gory. Wybierz trase na 7 dni, ale taka, z ktorej nie mozna zawrocic ani odwiedzic po drodze zadnego sklepu.

Wez towarzysza, ktory pomoze zjesc ci twoje zapasy. Podana ilosc jest liczona na dwie osoby. Mozesz sobie pozwolic na odrobine luksusu i dokupic 1 makaron i sos. Z takim wyposazeniem ruszaj na szlak i ciesz sie gorska przyroda! Walcz z wiatrem i nie mysl (jak potrafisz) o pustym brzuchu! W koncu to, co dostarczasz swojemu organizmowi, to calkiem sporo energii (ok. 500 kcal dziennie).
WAZNE: proponowana ilosc pozywienia jest wymierzona na trase, podczas ktorej kazdego dnia przechodzisz 7-11 h. Jesli planujesz chodzic mniej, musisz zmniejszyc ilosc kalorii!

Punta Arenas i dalej

No dobra. Naprawde nie wiem, co to za ziemia. Nic sie nie da tu zrobic, nawet stac sie na dluzsza mete nie da, bo za bardzo wieje. Wieje tak, ze to, co sie dzieje w kieleckiem, jest zaledwie dziecinna igraszka nieruchomego powietrza. Masakra!!!!! W takich warunkach mamy rozstawiac namiot! Zycze powodzenia tym, ktorzy postanowili przejechac Patagonie na rowerze, ale ja bym w takiej imprezie nie chciala brac udzialu...
W taka pogode psa bys nie wygonil, a co dopiero biednych turystow szukajacych zacisznego miejsca na rozbicie namiotu. Dlatego wlasnie grzejemy sie przy piecu w zacisznym domkusympatycznego starszego pana.

Wiele ciekawych rzeczy w Punta Arenas nie ma, jest tu za to zona franca, gdzie nabylismy w drodze kupna palnik do gazu i gaz. Jest tez ciesnina Magellana, dzieki czemu moglam zrealizowac moje dzieciece marzenie i sie w niej wykapac. Mimo, ze z racji temperatury, kapiel miala wymiar raczej symboliczny, marzenie uwazam za spelnione.
Jest tez ciagnacy sie przez 1,5 tys. km step, na ktorym nie ma absolutnie nic ciekawego poza droga ciegnaca sie od horyzontu po horyzont, ktora urozmaicaja tylko rozne zwierzeta. W wiekszosci takie, ktore nie zdazyly dobiec na druga strone jezdni. Jest tez troche zywych guanako, strusiopodobnych nandu i flamingow, a Pawel widzial pancerniki. No i wiatr.